Showing posts with label New Zealand. Show all posts
Showing posts with label New Zealand. Show all posts

Saturday, March 15, 2008

16.03.2008 - New Zealand - Christchurch

Az trudno uwierzyc, ale spedzilismy ponad miesiac w samochodzie. Mi to juz styka! :) Na naszej drodze spotkalismy duzo ciekawych i interesujacych osob, co znamienne, glownie w wieku emerytalnym. Wyluzowani dziadkowie, ktorzy maja mnostwo czasu, optymizmu i rad dla nas na przyszlosc.

Kaikoura. Jeszcze jedno spojrzenie...

Christchurch - katedra.


Dzis lecimy do Auckland, a jutro wyrzucamy waciaki i bambosze, pakujemy sie w samolot i wyruszamy na Tahiti :) !

14.03.2008 - New Zealand - Kaikoura

Sylwia: "Ja nie przyjechalam na wakacje zeby marznac"

To fakt. Marzniemy. W dzien jest nawet w miare jak swieci slonce, ale w nocy to przy gruncie robie sie szron. Niskie temperatury nie zamrozily jakkolwiek moich "glupich" (okreslenie Sylwii) pomyslow. Wybralismy sie wiec na calodniowa podroz po morzu........ kajakiem. W planie mielismy zwiedzanie Abel National Park. Piekne morze, odludne plaze, ale najwazniejsze, ze widzielismy foki w przeroznych pozach i konfiguracjach, wylegujace sie na skalach, tudziez chlupiace sie obok kajaka. Bardzo udany dzien. Kajakowanie nie stanie sie jednak naszym hobby. No bo kto normalny zaplaci kupe kasy za machanie 5h lopata w wodzie... ! :)

Abel Tasman National Park



Caly czas jestesmy w drodze. Juz ponad 3000 km, a jeszcze pare do przejechania. Poludniowa wyspa jest rzeczywiscie piekniejsza i bardziej przypadla nam do gustu. Widzielismy pare naprawde cudownych miejsc...

Cape Farewell


Nelson lakes

W drodze na poludnie: czarna plaza


Kaikoura. Przecudowne, wrecz magiczne miejsce, chyba najpiekniejsze jakie widzielismy w NZ.

Widzielislismy tu kaszaloty (sperm whale - lo matko - jak mozna bylo je tak nazwac?!), setki delfinow (dusky dolphins) i foczki :) (delfiny RULEZ!).

Monday, March 10, 2008

10.03.2008 - New Zealand - Nelson

Przez jezioro Taupo, wulkany parku Tongariro i jakies tam plaze dotarlismy do Wellington, z ktorego prom zabral nas na poludniowa wyspe. Ma byc milej (milsi ludzie), zimniej (grejt!) i wiecej przyrody.

Park Narodowy Tongaririo



Gdzies po drodze

Marlborough Sound. Pierwsze widoki na South Island

Pierwszy nocleg na South Island i moment ostatecznej dyskwalifikacji nowozelandzkiego wina. No i kolacje mielismy przemila (feta, suszone pomidory, hummus,...) w towarzystwie uroczych kaczek, z ktorych jedna malo co nie udusiala sie serkiem brie (a dalem jej mniejszy kawalek).

Friday, March 7, 2008

07.03.2008 - New Zealand - Rotorua

Rafting. Rzeka Kaituna. Stopien 5, najtrudniejszy na jakim mozna plywac. (wyzej tylko zawodowcy). No i 7m wodospad na drodze... (nawet nie wiem jak mi sie udalo namowic Sylwie :) )






Przesmieszni, STRASZNIE wyluzowani sternicy z NZ. Mowili dosc smiesznie...

Czy widac, ze nam sie PODOBALO !!!?

PS Niezle mielismy wdzianka. To pisalem ja: Pawel 'Pantera' Borowiec. AaaWrrrrrrr!!

06.03.2008 - New Zealand - Rotorua

1750 km na liczniku. Nawet nie wiem, kiedy tyle wykrecilismy... Byc moze dlatego padamy czasem ze zmeczenia. Z drugiej strony nie jestesmy w stanie usiedziec w jednym miejscu, wiec raczej trudno sie zalic.

Wyszlo slonce. Zupelnie nieoczekiwanie. Cathedral Cove


Hot Water Beach. Przedziwne miejsce. Wybijaja tu wody termalne o temperaturze 60-65C. Wypozycza sie szpadel i na plazy kopie wlasne jacuzzi. Mnostwo zwariowanych turystow... :)

Tanczacy z mewami

Monster


Rotorua. Miejsce najwiekszej aktywnosci wulkanicznej i termalnej w NZ. Nawet na naszym kempingu sa baseny termalne i wielka dziura z bulgajacym (i pachnacym) blotem. Obok, na plazy jeziora, mozna sobie kopac jacuzzi. Zreszta tutaj sie z kazdego hotelu i co drugiego domostwa dymi...

Wai-o-tapu. Park z gejzerami, kraterami, wodami termalnymi i takimi tam.


Zastanawialismy sie jak to jest, ze gejzer wybucha codziennnie o 10:15. Przeciez dzien nie ma dokladnie 24h. Czyzby widzial przychodzacych turystow i na ich czesc wybuchal? A tu przyszedl Pan i wrzucil do gejzera mydlo. Ten zapienil sie i wystrzelil :).

Tuesday, March 4, 2008

04.03.2008 - New Zealand - Whitianga

Cape Reinga. Sprobowalismy jeszcze raz. Ponad 20 km po szutrze, wartepach, blocie i kaluzach. Ja adrenalina 10/10, Sylwia zielona (jak wzgorza wokol). Ale udalo sie. Wspanialy przyladek z cudownymi widokami, tyle ze nie dla nas. Deszcz, chmury wokol i prawie nic nie widac.

Ale widzielismy WIELKIE drzewo kauri. Ponoc najwieksze w NZ, 2000 lat majace.

Baylys BEACH . O zachodzie...

... i o wschodzie.

W ogole to sie tutaj niezle bawimy...


Tips & Tricks: najlepiej zwiedzac NZ samochodem. A jak juz wypozyczac to taki:

Dragon Wagons. Ja bym bral... :)

Teraz pada. Jutro ma byc tak samo. A tutaj podczas deszczu ciezko cokolwiek zobaczyc (no chyba, ze ktos lubi). Znalezlismy sobie wiec przytulne miejsce (nie w vanie!) i zamierzamy nicnierobic...

Sunday, March 2, 2008

01.03.2008 - New Zealand - Cape Reinga

90 Mile Beach


Tak troche wiejsko tu. Krowy, owce, pola, laki, czasem jakis barak (dla krow badz owiec). Ale jednoczesnie zielono i pieknie.

Deszcz to nas uwielbia. Bez wzajemnosci jakkolwiek. Pada jak z rynny i to juz drugi dzien. Nie udalo nam sie wyruszyc na plywanie z delfinami. Malo tego, pojechalismy na polnoc ponad 500 km, zeby zobaczyc Cape Reinga - latarnie i miejsce, w ktorym morze Tasmanskie spotyka Pacyfik. 4 km przed celem zmylo droge i nie przepuscili nas... A teraz tkwimy na przydroznym, zapomnianym kempingu, na ktorym oprocz nas jest 1 samochod, 1 baran i 2 owce (urocze zreszta).

W drodze na wydmy...

Sprobowalem nowego sportu: sandboarding w deszczu. Naprawde szybko mozna jechac. I fajnie piasek sie w buzi zbiera...


PS Z internetu korzystamy na stacji BP :)

29.02.2008 - New Zealand - Auckland

Od wczoraj Nowa Zelandia. Zaczelismy od Auckland: miasto jak miasto, niezle jedzenie hinduskie i japonskie oraz smaczne piwko w porcie. Ogolnie chcemy stad uciec...

Dlatego tez mamy nowy samochod. Zamierzamy przejechac nim na poludniowa wyspe, az do Christchurch. Ten ostatni nas rozpiescil, wiec nowy wydaje sie maly (dla krasnoludkow) i mulowaty (wszyscy mnie biora). Ale sa tez plusy: mamy CD i sluchamy reggae. "We are Jamming!!!"

Najlepszy jest ten snowboard. Mozna bylo nawet pozyczyc lancuchy sniegowe, a ja nawet dlugich spodni nie mam... :)