Showing posts with label Thailand. Show all posts
Showing posts with label Thailand. Show all posts

Tuesday, December 4, 2007

04.12.2007 - Thailand - Bangkok

Bangkok po raz trzeci. Niby duzo, ale wcale nie starczy...

Nowe doswiadczenia:

- Chiang Mai. Masaz tajski wykonywany przez niewidomych. Profeska. Ja sie czulem jakby mi odrywano miesnie od kosci - tak jak sie robi z udkiem kurczaka z rosolku. Sylwia miala podobnie, ale jej sie podobalo. Moze dlatego, ze jej masazystka pytala sie czy boli...




- W Bangkoku jest fajnie, bo mozna skrecic w brudna uliczke. Pozniej w ciemna, a pozniej w jeszcze brudniejsza. Po drodze przechodzi sie przez bazar, w ktorym zapachy ryb, miesa, krwi, owocow morza i wszystkiego innego co mozna sprzedac przyprawiaja o zawrot glowy - taki smrod, ale nie powalajacy.
No i tak spacerujac trafilismy nad rzeke. Malutki pomost. Oooo. Jedna ryba plywa. Druga! Piata... Wow! Ich byla ogromna lawica. Tak jakby wszystkie ryby z Tajladii (i Indii, bo tam by je zjedli) przyplynely pod ten pomost. I wszystkie o dlugosci przynajmniej 50 cm. Niektore prawie metrowe. W rzece, ktora wglada jak sciek.
Karmienie ryb. Pokarm od sprzedawcy. I kotlowanina ogromnych ryb w wodzie. Niektore wygladaly nawet jak biale rekiny (bylismy trzezwi!). Niesamowite. Naprawde mielismy zdziwione i radosne twarze...



Saturday, December 1, 2007

01.12.2007 - Thailand - Chiang Mai

15h pociagiem z Bangkoku na polnoc, do Chiang Mai. Najtansza klasa sypialna, lozka obok toalet, ale to i tak luksus i komforcik w porownaniu do tego co przezylismy w Indiach. Bilet tani z premedytacja - pociag jedzie dluzej, ale nie ma klimy - a wiele osob choruje po kilkunastogodzinnej podrozy klimatyzowanym pociagiem.

Chiang Mai. 300 swiatyn do zobaczenia. Ponoc najlepsze miejsce zeby smakowac "tajskosc". Duma narodowa Tajlandii. Spokoj, usmiechnieci ludzie, jedzenie, zapachy (o tym juz bylo), ... UROCZO! Jeden dzien spacerow, jeden dzien na wypozyczonym motorowerze (zabawa w policjantow). Targi, bazary, zabytki, boczne uliczki i nasze usmiechniete twarze. No normalnie nie ma o czym pisac...

Wspaniala wloska knajpa Da Stefano: spaghetti, grecka salatka, espresso i panna cotta. i pol litra czerwonego domowego wina, pod ktorego wplywem teraz pisze.










Zly policjant

... i grzeczny Pawel

Slodkosci

Pychotka




Krewetki. Ta ciemniejsza to niby tiger shrimp, pozostale to king shrimp. Nasze swojskie river shrimp wygladaly jak te "king" - no moze nie byly niebieskie na talerzach - bo tego to juz bylo za wiele. Prosze zwrocic uwage na roboto-szczypce...


Jutro do Bangkoku, a 5.12 rano lecimy na Filipiny :)

28.11.2007 - Thailand - Bangkok

Podrozowanie. Jestesmy w drodze juz ponad 5 tygodni. Troche przybrudzeni, zakurzeni (po Kambodzy), ale czujemy sie wspaniale. To wciaga. W dodatku wcale nie czujemy uplywajacego czasu. Jednego dnia padamy ze zmeczenia, a nastepnego wsiadamy w pociag, ktory jedzie 15h zeby pojechac gdzies tam na pare nocy... Czasem chce sie zostac dluzej, czasem ma sie dosc, teskni sie za wanna i twarozkiem z rzodkiewka.
Sylwia juz mi jeczy, kiedy pojedziemy w nastepna podroz. A to juz jest dowod, ze nam sie BARDZO podoba! :)

Thursday, November 22, 2007

22.11.2007 - Thailand - Bangkok

Bangkok nas zjadl i pochlonal. Nawet nie mamy chwili, zeby napisac pare slow... Zabytki, jedzenie, ping-pong i kluby nocne.

Lezacy Budda - zachwycil nas ponownie



Jutro rano jedziemy do Kambodzy zobaczyc jedna z perelek naszej podrozy: Angkor Wat!

20.11.2007 - Thailand - Bangkok

C U D O W N I E !!!
Troche miejsc w ktorych bylismy, mnostwo nowych. Spacerujemy i smakujemy to miasto. Jedzenie wszedzie, na kazdym kroku, krawezniku, rogu ulicy. I mozna je probowac! :)

Khao San Road. Niby ta sama co 4 lata temu, a jednak jakas inna. Kolorowa i egzotyczna a jednoczesnie spokojna i czysta - kiedys sie nam wydawala centrum chaosu :) (to pewnie goraczka indyjska).

Jeszcze jedna obserwacja: jak sie popatrzysz na Taja/Tajke to on/ona sie do Ciebie usmiechnie. A nie sie bedzie tepo gapic jak Hindus.

A sushi na obiadokolacje to juz bylo mistrzostwo swiata (nawet makrela smakowala jak sledz u mamy). Jedzenie i usmiechanie sie to jest dopiero przyjemnosc. Jedlismy nawet smazona skore lososia - chrupala naprawde milo miedzy zabkami.

Wat Mahathat



Jedzonko



Wat Pho



Siam Square

Monday, November 19, 2007

19.11.2007 - Thailand - Bangkok

Po 26h podrozy dotarlismy do Bangkoku, ktory jak mial juz to w zwyczaju, przywital nas chmurami i deszczem. Troche bylo szopek z wiza - nie chcieli jej nam wystawic bo nie mielismy biletu powrotnego. Tlumaczenie, ze jedziemy autobusem do Kambodzy bylo bez odzewu.
Pare obserwacji:
- strasznie tu czysto (kiedys bylo chyba brudniej)
- cicho i spokojnie (ale to chyba trauma po indiach)
- ladne azjatki (ale trzeba uwazac, bo niektore z nich to faceci)
Na dzis to tyle po padamy. Jeszcze tylko drink, film i spac. Zdjecia tez porobimy jutro :)