Bangkok po raz trzeci. Niby duzo, ale wcale nie starczy...
Nowe doswiadczenia:
- Chiang Mai. Masaz tajski wykonywany przez niewidomych. Profeska. Ja sie czulem jakby mi odrywano miesnie od kosci - tak jak sie robi z udkiem kurczaka z rosolku. Sylwia miala podobnie, ale jej sie podobalo. Moze dlatego, ze jej masazystka pytala sie czy boli...
- W Bangkoku jest fajnie, bo mozna skrecic w brudna uliczke. Pozniej w ciemna, a pozniej w jeszcze brudniejsza. Po drodze przechodzi sie przez bazar, w ktorym zapachy ryb, miesa, krwi, owocow morza i wszystkiego innego co mozna sprzedac przyprawiaja o zawrot glowy - taki smrod, ale nie powalajacy.
No i tak spacerujac trafilismy nad rzeke. Malutki pomost. Oooo. Jedna ryba plywa. Druga! Piata... Wow! Ich byla ogromna lawica. Tak jakby wszystkie ryby z Tajladii (i Indii, bo tam by je zjedli) przyplynely pod ten pomost. I wszystkie o dlugosci przynajmniej 50 cm. Niektore prawie metrowe. W rzece, ktora wglada jak sciek.
Karmienie ryb. Pokarm od sprzedawcy. I kotlowanina ogromnych ryb w wodzie. Niektore wygladaly nawet jak biale rekiny (bylismy trzezwi!). Niesamowite. Naprawde mielismy zdziwione i radosne twarze...
Tuesday, December 4, 2007
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
4 comments:
ej, dobre foty! a my sie juz szykujemy do wylotu, tylko wiz brak i szczepien... ale nic to
fajna ta fota ostatnia, uczysz się z dnia na dzień ;)
Ale masa z tymi rybami. Jakbys wpadl do tej wody to by cie chyba zjadly. Trzeba sprawdzic co to za gatunek, ale zakladam ze to "potwory tajlandzkie", hehee. Trzymajcie sie.
okularnicy;) ciekawe czy/jak ta podroz was zmieni?scissski
Post a Comment