Showing posts with label Peru. Show all posts
Showing posts with label Peru. Show all posts

Monday, April 14, 2008

13.04.2008 - Peru - Lima

Polubilismy juz Peru BARDZO. Niechetnie opuszczalismy Cusco. Mamy caly czas niedosyt, uczucie, ze za rogiem jest cos kolorowego, niezwyklego i pociagajacego...

Pare obserwacji luznych:
- o autobusach i podrozowaniu nimi: jest to niewatpliwie przygoda. Niby ladny z zewnatrz, taki VIP, ale opony lyse, a deska klozetowa wytarta jakby ja ktos rok papierem sciernym szorowal. Do tego chaos na dworcach i ciagla obawa, ze jak wysiadziemy nie bedzie juz naszego bagazu. Jeszcze ciekawiej bylo w drodze powrotnej do Limy, kiedy to kierowca kilkakrotnie zatrzymywal autobus, aby podokrecac kola.
- mnostow ludzi calujacych sie na ulicach. I nie chodzi tutaj o krotkie "cmok", ale przywieranie do siebie, tak jak glonojad do szyby akwarium. Pary, ktore trwaja zastygle w objeciach... godzinami.
- jest biednie, ale zaskakujaco czysto. Zadnych smieci i papierkow, przynajmniej na glownych placach i ulicach.

Lama z Machu Picchu

... i pare zdjec w Cusco:
Tico heaven


Saturday, April 12, 2008

11.04.2008 - Peru - Machu Picchu

4-godzinna podroz pociagiem z Cusco do Aguas Calientes, najbrzydszego miasta w Peru. Pociag wolno wspinajacy sie na przelecze, zjezdzajacy zygzakami do dolin. Na poczatek niezla panorama Cusco,...


... potem urocze okolicznosci przyrody.

Zaraz po przyjezdzie wpadlem na doskonaly pomysl zdobycia szczytu Putacusi. Polecano nam go ze wzgledu na niepowtarzalne widoki z Machu Picchu w roli glownej. Po dwoch godzinach wspinaczki po schodach, prawie pionowych drabinach (ja sie balem) wlizlismy (nie "wlezlismy") na szczyt, a oczom naszym ukazalo sie cos takiego:


MACHU PICCHU. To jedno z najwazniejszych miejsc, jakie mielismy odwiedzic w trakcie naszej podrozy. Oczekiwania ogromne, zdecydowanie spelnione. Zbyt turystycznie tutaj, ale gory wokol i same miasto - po prostu wspaniale.

Strasznie ciezko bylo nam opuscic to miejsce, nawet pomimo zmeczenia i zakwasow. Ja pare razy machalem reka na pozegnanie... ;)

Dalej popijamy herbatke, tak 2-3 razy dziennie. Do tego dla poprawienia nastroju "pisco sour" - lokalny alkohol z sokiem z cytryny, z ubitym na sztywno bialkiem. No i oczywiscie Inca Kole...

Aguas Calientes. Product placement

Thursday, April 10, 2008

09.04.2008 - Peru - Cusco

Santiago

Na poczatek historia dla osob o mocnych nerwach. Pozostalych prosimy o przeskoczenie do nastepnego akapitu.
[HORROR]Lot do Limy. W samolocie zgasili swiatla i ktos tak pierdzial (bo nie mozne tego inaczej nazwac), ze prawie stracilismy przytomnosc[/HORROR]

Pelna wrazen podroz z lotniska w Limie. Znowu chaos, za ktorym sie juz chyba troszke stesknilismy. Ogromne ulice, ogolny wyscig, trabienie, zajezdzanie drogi, lamanie wszelkich zasad i maczoizm. Wokol miasto o architekturze indyjsko-filipinskiej. Ale czuc Ameryke Poludniowa :) . Ludzkie twarze, kolory, zapachy, doskonala muzyka (ala Buena Vista) w naszej taksowce, tak ze az tupalismy nogami. Do tego ogromny rozswietlony bialy krzyz gorujacy nad zatoka... Jest barwnie, niebezpiecznie (ponoc), tanio i bardzo klimatycznie - nam odpowiada.

W Limie wyladowalismy w niezlej norze, takim "party place", z ogromnym barem pelnym pijanych dwudziestoparolatkow. Piekna, lecz zaniedbana hacjenda z widokiem na morze. Najlepszy byl nasz pokoj, defakto altanka zbita z desek w ogrodzie, z widokiem na bar, o zapachu domku w Wilczynie (czytaj: stechlizna).


Podroz autobusem Lima -> Cusco. 20h nonstop. Najgorsze miejsca w autobusie, na gorze i z tylu, zaraz obok toalet i smietnikow. Uroczo.

Peru urzeklo nas zmiennoscia i surowoscia krajobrazu. Gorzyste pustynie, jakimi nie pogardzili by nawet egipcjanie. Pustkowia, ktore nagle zamienily sie w strome i zielone gory.

Cusco. Katedra

Cusco przypomina mi do bolu Kazimierz Dolny. Ten sam rynek, kosciol, kamieniczki, arkady z artystami. Przytulnie i kolorowo. Na razie aklimatyzujemy sie do temperatur i wysokosci (3000 m.n.p.m). Tutaj wszyscy maja kurtki, czapki i szaliki, co przyprawia nas o dreszcze. Ale mamy juz za soba pierwsza "Inca Kola" (tutejszy wynalazek i przysmak), pierwsza "mate de coca" (herbatke z liscmi koki, lekarstwo na chorobe wysokosciowa, ma sie rozumiec) i pierwsza kukurydze mutanta z przepysznym kozim serem.