Friday, January 18, 2008

16.01.2008 - Indonesia - Java - Gunung Bromo

Bajka o tym jak Borowce na wulkan wchodzily, o spotkanych wilkach na koniach, morzu piasku i widokach na koniec.

Wyprawa na wulkan. Tylko 1h marszu, ale trzeba wstac wczesnie, zeby zdazyc na 5:15 na wschod slonca. Wtedy to poniekad najpiekniejsze kolory sa. Zreszta pozniej wulkan zazwyczaj spowijaja chmury.
O 4 jestesmy juz na szlaku, wystrojeni jak na odpust, bo pierunsko zimno. Troche nieprzytomni i zaspani, ale idziemy. Ciemna noc, w dodatku mgla i pada, wiec marne szanse na to, ze cokolwiek zobaczymy. Pytalismy pare razy przed wyjsciem, czy potrzeba przewodnika, ale zawsze odpowiedz byla przeczaca. Ze prosta trasa i takie tam. Wiec tak sobie spacerujemy razem przez ta mrocznosc szeroka droga, az tu pojawia sie skrzyzowanko. Prosto lub w prawo. I zadnego drogowskazu, wskazowki, widocznosc na 15m (przypominal mi sie kawal, ktory uwielbialem opowiadac: "pojdziesz w lewo bedziesz glupkiem, pojdziesz w prawo bedziesz..."). W przewodniku pisali cos o bialych kamieniach, ale tutaj nie bylo wcale kamieni, a co dopiero bialych. Tylko morze wulkanicznego piasku z wulanicznymi wydmami.
Wybralem prosto (bo przeciez droga miala byc prosta). Wokol zrobilo sie jeszcze ciemniej, my z mala latareczka, a towarzyszyl nam jedynie zapach siarki. Sylwia miala wrecz wrazenie, ze za chwile wpadniemy do krateru (chyba dlatego trzymala mnie kurczowo za reke).
I tak sobie dreptalismy po tym piasku, ale zadnych sladow, znakow, wiec pomyslalem ze to raczej glupota takie lazenie po nocy po pustyni, wiec zawrocilismy. Z niewielkimi problemami znalezlismy powrotna droge i wrocilismy na nasze skrzyzowanko. Czekalo tam juz na nas dwoch przewodnikow z konmi, ktorym wczesniej odmowilismy. Oczywiscie nie chcieli nam pokazac drogi, tylko zaoferowali konna przejazdzke. Troche sie poklocilismy, posprzeczalismy, oni nam pokazali rozne kierunki w ktore mamy sie udac. Koniec koncow postanowilismy wrocic, ewentualnie poczekac na inna grupe turystow (bardziej rozgarnietych moze).
Wtedy to z mrokow nocy wynurzyl sie tubylec, ubrany w podobna szmate, jaka dostala Sylwia na Nowy Rok (wiemy juz wiec do czego to cos sluzy). Zaproponowal, ze nas zaprowadzi na wulkan. Poniewaz nasza pozycja negocjacyjna nie byla zbyt mocna, zgodzilismy sie na cene i ruszylismy.
Kosmiczny krajobraz. Zaczelo sie powoli rozjasniac, a my szlismy w korycie rzeki, ktora wczesniej plynelo bloto. Wokol kikuty drzew, przedziwne skaly. Taki Mars tylko nie czerwony.
Nasz przewodnik narzucil niezle tempo. Jak sie pozniej okazalo chcial jak najszybciej otworzyc sklepik, ktory niosl na plecach.
Ostatni etap: 356 schodow. Na kraterze, o dziwo, jestesmy pierwsi. I nie widac nic :) . Wokol chmury i potworny odor siarki z wulkanu. Ale jestesmy strasznie szczesliwi, ze dotarlismy :) .


Chlopak z gitara. Spiew i gitara zawsze dodawaly nam animuszu...

Widok z wioski na wulkany. Ten maly i dymiacy po lewo to Bromo


PS Wlazilismy tam, zeby zobaczyc cos takiego: Gunung Bromo
Niestety nie dopisala pogoda, a ja dostalem choroby wysokosciowej i musielismy zjezdzac na sam dol :(

9 comments:

Unknown said...

Jak wrocisz do Polski, bedziesz sie tak ladnie ubieral jak na zdjeciu z gitara? ;-)

michael shannon said...

Ha ha dobre foty! Wiadomo, ze na zdjeciach nigdy nie wychodzi tak jak jest naprawde ale mozna sobie wyobrazac. Najwazniejsze ze sie w koncu wdrapaliscie. Zawsze to przygoda. Wrzucicie jeszcze dzisiaj pozostale dni?...

Anonymous said...

hah boro polewamy z sandalow i skarpetek ...

Anonymous said...

Cześć Pawełku i Sylwusiu

Anonymous said...

:)

Anonymous said...

Przepraszam że się nie odzywałam internet wyłączyli bo Robert już się wyprowadził do nowego mieszkania na Święta (3 pokoje w nowym bloku na ul.Górniczej) Wigilię i Święta spędziliśmy razem na Lompy (nie ma jak u mamy 12 potraw tradycyjnych:) ), tylko Was brakowało:( Bardzo za Wami Tęsknię, często chodze do waszego mieszkania, choćby porozmawiać z waszymi kwiatami.Dziś czytałam Wasz blog z pobytu na Filipinach i Indonezji podziwiam Was i Waszą odwagę, a zarazem cieszę sie że poznajecie coraz ciekawsze miejsca i nowych ludzi. Choć nie pisałam do Was, ale dzwoniłam do mamy Pawła i wszystko mi opowiadała przez telefon. Dziękuje bardzo za kartki i życzenia od Was. Całuję Was mocno! Mama

Boro said...

polewamy z sandalow i skarpetek ...
=====
tutaj dziewczyny wrecz piszcza jak sie tak ubierzesz. to szczyt lansu i dobrego smaku :)

malpka Sylwia said...

dzieki mama!
buziaki i pozdrowienia. napisalam do Ciebie meila na adres brata. ;-)

Katia @dzialka_w_miescie said...

Nasunela mi sie od razu piosenka: "chlopak z gitara bylby dla mnie para ..." :). Musze tylera poprosic by wyskoczyl w sandalach, skarpetach i gitara :).
Niezle sie wdrapaliscie, troche chyba zimno bylo :)