Sunday, October 28, 2007

DAY 5 - 27.10.2007 - India - Varanasi





Dolphin Restaurant, 50m nad woda, wspanialy widok na Ganges. Jedzenie przepyszne - az szorowalem lyzka miske (byly lyzki!) . Drogo jak na Indie - 12 PLN za posilem - ale europerjska zastawa i wyswiechtane w czyms tam piwo bylo tego warte. No i wspaniala masala tee na final (smak imbiru i trawy cytrynowej). Widok ponizej:

W Indiach nie widac nigdzie alkoholu, nikt nie pali papierosow (pozniej wytlumaczymy czemu). Czasem paru dziadkow, fajnie wyciuchanych w pomaranczowe szmatki (sarogi) popala cos niecos (obstawiamy haszysz, bo pozniej sie smiesznie kiwaja, a jeden to nawet szukal latarka czegos na ziemi :) ).

Zarcik:
- (Pawel przejety): Sylwia, widzialas tego czlowieka, ktory mial zeby cale we krwi?
- (Sylwia): Oni zuja takie cos czerwone i pozniej je wypluwaja na chodnik
(Wytlumaczenie: to naprawde wygladalo na krew. Podchodzi do mnie czlowiek i zaczyna cos do mnie gadac... a ja widzialem tylko ta krew :) ).

Pisalem o drodze z lotniska? Ze nie przezylem niczego takiego? PIKUS!!! Podroz riksza na dworzec to bylo COS. Ja nie wiem jak on nie rozjechal nikogo, nie wiem jak to sie stalo, ze mi nie wypadly kiszki. Kurz, wartepy, waskie uliczki (pewnie skrot). Droge musieli wczesniej zaorac, zeby sie fajowsko kurzylo, zeby byly super wartepy i widowiskowe podskoki. Pod koniec zaczalem charczec (przez jakie "h"?) jak hindus (rikszarz na kazdym zakrecie siarczyscie spluwal).

Dworzec w Varanasi. Milion osob. Chyba pol Indii przyjechalo zobaczyc jak wsiadamy do pociagu. Ludzie spia wszedzie.
Znajdujemy schronienie - mala kanciape tylko dla bialych, gdzie mozemy odetchnaci spokojnie poczekac - 3,5h - co za relaks.

Madrosc: walizke mozna nosic na glowie. Baaaa... nawet dwie. Na ta druga mozna cos jeszcze wlozyc. Prawa reka wszystko to trzymamy, bo lewa sluzy do czegos innego.

Kanciape zamykaja nam o 20 (jeszcze 1,5h czekania). Siedzimy w glownej hali. Wszyscy biali odjechali juz swoimi pociagami. Zostajemy we dwoje, wsrod tlumu ludzi, ktory sie na nas gapi - glownie na Sylwia zreszta. I wtedy ganie swiatlo - na calym dworcu. Fajnie, nie?
1 minuta ciemna, druga ciemno... ciemno... Podchodzi do nas dziewczynka...
z nozem (to oczywiscie zart i nasza wybujala wyobraznia - prosila tylko o money). Swiatlo sie wlacza, kurtyna zapada, oklaski.

6 comments:

Anonymous said...

"podchodzi do nas dziewczynka..." z zapałkami chyba miałeś napisać_ dość hardkorowe podejście do bajek Paweł :D

Anonymous said...

ale wiecie co, brudno tam jest, zajebiste jest to, że masa ludzi odwiedza ten kraj i nikomu to nie przeszkadza_ przynajmniej ten ganges mogliby odflitrować ;)
xxx

michael shannon said...

O nowy odcinek! Już się nie mogłem doczekać. Ostro jedziecie. Ze tez Wam sie chce. Twardziele. Dobre foty, dawać więcej. Trzymajcie się!

Anonymous said...

Osiak, wrzuć foty z piątku, niech beżowi zobaczą jak się bawimy :P

Boro said...

> Dobre foty, dawać więcej.

Aparat sie sprawdza. Jeszcze nie umiem robic jak jest ciemno i nie wychodza na manualu jak sie zaczynam bawic.

michael shannon said...

w nocy ustawiasz czas na 1/2 sekundy w trybie S i opierasz na czyms aparat... manuala nie potrzebujesz