Wednesday, December 26, 2007

26.12.2007 - Philippines - Siquijor

Aby tutaj dotrzec wynajelismy sobie bangka (na zdjeciu ponizej). Taki calkiem spory odcinek do przebycia, bo ok. 30 km.

Cudowny poranek. Otwarte morze i pierwszy raz w zyciu widzialem z tak bliska delfiny na wolnosci, na powitanie i czesc ktorych wznosilismy kazdorazowo anglojezyczny okrzyk WOW chorem...

Dotarlismy

Siquijor to nieduza wyspa, poza szlakami tutrystycznymi, znana z uzdrowicieli, "magicznosci" i swietlikow. Czasem zwana jest Witches' Island (wyspa czarownic). I tego mistycyzmu wlasnie tutaj poszukiwalismy... Jest tu okrutnie spokojnie. Przez ostatnie 3 lata zdarzyla sie tutaj tylko jedna kradziez telefonu komorkowego.

Wiglie spedzilismy w domku na bardzo odludnej plazy, a dokladnie to na werandzie tego domku. Byly ryby na pare sposobow, duzo ryzu i ogromny talerz tluczonych ziemniakow. No i kapiel pokolacyjna dla chetnych... :)


Caly czas zachwycaja nas tutejsi ludzie - swoja serdecznoscia i usmiechem. Tutaj zreszta my czujemy sie czesto atrakcja tutrystyczna. Pojawiajac sie w tutejszych miasteczkach wywolujemy niemale poruszenie :) .

1 comment:

Katia @dzialka_w_miescie said...

Jak zwykle piekne otoczenie. Nam tu brakuje slonca, ciepelka, kolorow, nowej energii. Trzeba pomyslec o jakims wyjezdzie;).
Sciski dla Was i Zielakow:)